Ludzkość od wielu lat próbuje nawiązać kontakt z obcymi cywilizacjami. Wysyłamy w kosmos sygnały radiowe, piosenki, przemówienia polityków ceniących ogólnohumanistykę, a nawet samochody sportowe. Więc co? I nic. Wszechświat milczy i zamiast zastanawiać się, dlaczego milczy, krzyczymy coraz głośniej. Ale do rzeczy! Czy ma sens szukanie kontaktu z obcymi cywilizacjami w środowisku, w którym wepchnęliśmy cały ludzki potencjał rozwoju technologicznego do technologii konsumenckich, a wokół nas chodzą ludzie, którzy uważają, że lot na Księżyc był amerykańską manipulacją?
Uwaga, świetny pomysł! Wyślijmy zaproszenie w kosmos!
Kosmos zawsze pobudzał wyobraźnię! Bo jak go nie rozpalić, kiedy jego ogrom pokazuje nam, jakim pyłem jest ludzkość w skali absolutu. I to wspaniale, że ten kosmos jest dla człowieka interesujący i że od samego początku datowania historii naszego gatunku człowiek chciał pojąć swoim umysłem, jaki to jest kosmos i co się w nim kryje. Takie abstrakcyjne myślenie od samego początku popycha nas do rozwoju i nie ma tu nic do zarzucenia.
Co więc poszło nie tak, dlaczego w ogóle warto poruszyć temat wysyłania pocztówek w kosmos? To proste! Idąc przez las i wpadając do jaskini śmierdzącej zgnilizną i brudnymi włosami, nasze naturalne abstrakcyjne myślenie popycha nas do sprawdzenia, co się w tej jaskini znajduje. Sprawdźmy to powoli wchodząc do środka, czołgając się, przesuwając krok po kroku, rozpalając się lekko tlącym się płomieniem zapalniczki.
Oto racjonalne myślenie bytu abstrakcyjnego, co przekłada się na dociekliwe, ale konserwatywne podejście, a takie badanie kosmosu to świetna sprawa. Nie ma nic złego w takiej strategii. Niestety w pewnym momencie człowiek wpadł do gigantycznej jaskini, którą nazywamy kosmosem, która pachnie śmiercią… i co zrobił? Wyjął z kieszeni latarkę 2000 lumenów i nago wbiegł do tej jaskini z powitalną piosenką na ustach, myśląc sobie, że mieszkający tam niedźwiedź to spokojny erudyta, wielki miłośnik teatru i muzyki klasycznej, doskonały amator szachista. Niemądre, prawda? I tacy właśnie jesteśmy, wysyłając kosmiczne SMS-y na losowo wybrane numery telefonów.
Si vis pacem, para bellum 2,0
Jeśli chcesz pokoju przygotuj się na wojnę— klasyka! A jednocześnie niezwykle inteligentna, nieśmiertelna strategia, która prawidłowo wdrożona sprawia, że jesteśmy gotowi na wszystko. Myśl, która jest znana od wielu lat, a jednak wielu strategów wie, jak leżeć na plecach, próbując ją wdrożyć, uruchamiając mechanizmy, którymi się zajmuje. Jest to maksyma spokojnego istnienia, która zakłada odpowiedni poziom potencjału; to gwarancja pokoju. Idealne powiedzenie na czasy stabilne, spokojne, pełne rozwoju i harmonii. Prawidłowo wdrożony obiecuje wydłużyć te terminy i zapewnić ich ciągłość. Powstaje więc pytanie, dlaczego, mimo że dobrze to znamy i choć dość często z niego korzystamy (z, wiecie, różnymi wynikami), tak mocno upadliśmy w dziedzinie międzygwiezdnej koegzystencji, zanim jeszcze zdążyliśmy zostać graczem w kosmosie .
Dlaczego zamiast szykować się do wojny i uzbrajać się po zęby, najpierw wysłaliśmy w kosmos sygnał, który w skrócie mówi: „hej, jesteśmy tu i tu, lubimy to i tamto, a nasz poziom zaawansowania technologicznego pozwala za skuteczne chłodzenie butelek piwa i wystrzelenie w kosmos uroczego samochodu elektrycznego. Czytając wiadomości wysyłane w kosmos, między wierszami, szybko rozumiemy, że stoi tam jak byk: „jeśli przybędziesz, aby uczynić z naszej planety swoją kosmiczną kolonię, nie będziemy w stanie się przed tobą obronić. Wejdź, zapraszamy.” Cóż, łapy schodzą na samotną ziemię!
Ściśle mówiąc, rozumiem entuzjazm do kontaktu z obcą cywilizacją. Pomysłowa rzecz dla naukowca! Ale za nic na świecie nie rozumiem, jak można być tam krótkowzrocznym. Jak można przypuszczać, że rozsądnym pomysłem jest wejście na ring na 10 rund, gdy sam mistrz świata wagi ciężkiej w boksie waży 60 kg? Dajcie spokój, Święci, to jest samobójstwo! I to jest właśnie ten rodzaj samobójstwa, które nasza cywilizacja zaczęła praktykować kilkadziesiąt lat temu, znacznie opóźnione, ale nieuniknione.
Dlaczego nikt nie pomyślał, że zanim zaczniemy myśleć o eksploracji kosmosu, opracujemy technologie i to nie tylko konsumenckie, które pozwolą nam zrobić coś więcej niż spacer po Księżycu? Dlaczego nie uznaliśmy, że karabin, metalowa tuba strzelająca metalowymi pociskami, może nie być najlepszym sposobem obrony przed wrogiem, którego złożoność biologiczna jest niewyobrażalna? Czyja twarz mogłaby być tak inna od naszej, że po prostu nie da się jej zabić – w sytuacji, gdy musielibyśmy go zabić?
Dlaczego w końcu jest wrogiem? No bo choć nasza pierwsza myśl nie jest szybkim ciosem w twarz sprzedawcy, który zapukał do naszych drzwi, to gdy zacznie wyciągać pieniądze z naszej skarbonki, wyciągniemy do niego rękę.
W ogóle wysłaliśmy wiadomość do wszystkich drapieżników biegnących przez Mroczny Las, w której dokładnie opisaliśmy, gdzie byliśmy, a teraz siedzimy przy naszym ognisku i zrywamy kijem rozpalone do czerwoności drzewo, czekając na coś do ugryzienie. nas w czterech literach.
Co się stało z Mrocznym Lasem?
Mroczny Las to także tytuł absolutnie genialnej powieści Liu Cixina, będącej częścią serii Ziemia Pamięć o przeszłości, a także teoria stworzona w tej powieści, wymyślona przez Luo Ji wpatrującego się w ścianę. Luo Ji był niewzruszonym socjologiem playboyem, który został wybrany na człowieka, który pomógł Ziemi przetrwać inwazję wrogiej cywilizacji , przeklął gwiazdę, a potem zapadł w sen. Krótko mówiąc, aby nie zepsuć przyjemności z czytania.
Teoria stworzona przez bohatera powieści składa się z kilku zmiennych. Przede wszystkim zasoby we wszechświecie są ograniczone, a jeśli coś jest ograniczone, to nie ma sensu dzielić się tym z innymi, prawda? Po drugie, w kosmicznym ciemnym lesie nigdy nie wiemy kto nas obserwuje, a jeśli ktoś może nas obserwować i nie znamy intencji tego kogoś, to lepiej zachowywać się tak, aby nas nie znalazł. No bo jak nas odnajdzie i okaże się, że ma wrogie zamiary, to nas pobije i tyle odniesiemy korzyści z ujawnienia jego obecności w mrocznym lesie. Książka oczywiście nie mówi o tym, by cywilizacja A uderzyła w paszczę cywilizacji B, ale o jak najszybsze jej zniszczenie, by nie osiągnęła poziomu rozwoju technologicznego, który mógłby zagrozić cywilizacji A.
Porównując teorię ciemnego lasu z myślami prawdziwych naukowców, dorzucając równanie Drake’a i fakt, że wokół nas mogą istnieć dziesiątki tysięcy inteligentnych cywilizacji, dochodzimy do mentalnego ślepego zaułka. Cóż, jeśli te cywilizacje są gdzieś tam, a niektóre z nich są bliżej niż dalej, to dlaczego żadna z nich nie odpowiadała na nasze wezwania w ciemności przez kilka dziesięcioleci? Odpowiedź jest stosunkowo prosta: albo nikt nas jeszcze nie słyszał, albo ktoś nas usłyszał, ale nie może odpowiedzieć, albo obce cywilizacje znają zasady gry i postanowiły ukryć się przed wścibskimi oczami.
OK, co mówi ci logika? Logika dyktuje – strzelaj pierwszy! Innymi słowy, biorąc pod uwagę, jak potencjalnie niebezpieczny może być kontakt z zaawansowaną obcą cywilizacją, rozsądnym rozwiązaniem – i tu w grę wchodzi krzywa kosmiczna, ponieważ rozumowanie oparte na matematyce i logice zawsze prowadzi do tych samych wniosków – byłoby unicestwienie lub dezaktywuj tę cywilizację, zanim zdecyduje się nas zaatakować. Można więc założyć, że jeśli ktoś w kosmosie nas usłyszał, to albo jest na poziomie rozwoju cywilizacyjnego, zdeterminowanym mniejszą złożonością i mniejszym wykorzystaniem możliwości technologicznych, czyli nie może nas zaatakować, albo jest faktycznie bardziej rozwinięty, ale nadal nie może nas skutecznie zaatakować. A jeśli nie możemy strzelać, co powinniśmy zrobić? Ukrywamy się!
Czy ciemny las nie jest taki straszny?
Czy teoria książek ma podstawy, które czynią ją sensowną? Na pewno! Opiera się na logicznej kalkulacji bilansu zysków i strat. Ale czy to możliwe, że to kartka papieru i nie ma się czego bać? No może, chociaż ostrożność i tak by nie zaszkodziła! W końcu może się okazać, że cywilizacje zaliczane do typów I, II, III (i wyższych, bo skala Kardaszowa została opracowana przez innych) opanowały zdolności komunikacyjne wykraczające poza płaszczyznę ustną i przełamujące bariery językowe i kulturowe. Być może więc te cywilizacje zdały sobie sprawę, że nic nie przyspiesza tempa rozwoju bardziej niż współpraca , niż zdrowa akulturacja – tu w wymiarze kosmicznym.
I zgadnij co? Takie optymistyczne myślenie nie jest bezpodstawne. Przecież czasem nad filiżanką kawy lub innym piwem można rzucić złotą myśl, że w dzisiejszym, nowoczesnym, informacyjnym świecie wojna jest reliktem, prawda? Cóż, możemy. To również fakt, że dobra współpraca jest zawsze najlepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony, a właściwie – po trzecie, współpraca ma sens, jeśli chodzi o partnerów, którzy potrafią wyobrazić sobie podobne rzeczy, zjawiska i struktury mentalne.
Współpraca może być przydatna nie tylko wtedy, gdy obie strony potrafią znaleźć wspólny język, ale także wtedy, gdy mają sobie coś do zaoferowania. Ten biznes wcale nie musi być współmierny – najważniejsze, żeby był opłacalny. Możemy dać komuś maczetę, a komuś mięso i to ma sens. Pytanie jednak brzmi, czy damy komuś broń, która pozwoli nam prowadzić konflikty zbrojne w kosmosie za plasterek szynki, kiełbasy lub pyszne, ale cholernie wysokokaloryczne tiramisu?
Od małpy do człowieka, czyli dlaczego kontakt z obcą cywilizacją jest tak przeciętnym pomysłem?
Kluczowym problemem w przypadku nawiązania połączenia z obcą cywilizacją będzie konkretna potencjalna różnica. Pomińmy nawet kwestię słuszności teorii literatury opartej na walce o skończone dobra naturalne we wszechświecie. Jeśli to prawda i ma to sens, ponieważ wszystkie złoża są ograniczone, to świecenie latarką prosto w usta głodnego niedźwiedzia w kosmicznym lesie jest zaproszeniem na kolację. A w takiej sytuacji – kaplica, przyjaciele. Ostatni gasi światło.
Załóżmy jednak, że Mroczny Las to tylko nienaukowa teoria wymyślona na kartach powieści science fiction. Czy zatem jesteśmy optymistycznie nastawieni do jakiegokolwiek potencjalnego kontaktu z cywilizacją międzygwiezdną? Cóż, powiedziałbym średnio, średnio… I choć istnieje cała masa powodów do sceptycyzmu (może jeszcze by się nie bać) do pozostania w prawdziwym międzygwiezdnym żargonie, skupmy się na jednym kluczu, który wyjaśniamy pytaniem – czemu?
Dlaczego cywilizacja typu I, II lub III w skali Kardashian (zwłaszcza typu III!) miałaby chcieć odwiedzić nas na Ziemi? Co to jest, znudzili się w domu i zaplanowali wycieczkę? Czy przekonało ich przemówienie Hitlera wysłane w kosmos? A może czytali w kwartalniku Interstellar, że w Mielnie jest święto? Niezwykle trudno jest mi zrozumieć, co mogłoby doprowadzić wysoko rozwiniętą cywilizację do niezwykle kosztownego etapu podróży międzygwiezdnej na Ziemię z energetycznego i fidukcyjnego punktu widzenia.
No dobrze, może wpadam w klasyczną epistemologiczną pułapkę, polegającą na niemożności wymyślenia czegoś z niczego i niemyśleniu o czymś, czego nie możemy sobie wyobrazić. Innymi słowy, patrzę na ten temat klasycznie po ludzku, ale po ludzku kontakty między kulturami były podyktowane raczej chęcią dostarczenia tym niepiśmiennym ludziom listów czy kalkulacji opartych na skali podatkowej. Jak powiedziałby pomysł troglodytów, kontakty zaawansowanej cywilizacji z cywilizacją chmurową nie są pokojowe. A my, w skali kosmicznej, jesteśmy właśnie taką cywilizacją chmurową.
Chęć nawiązania kontaktu z obcą cywilizacją w sytuacji, w której możemy liczyć na wsadzenie buta na księżyc, jest po prostu absurdalnie idiotycznym pomysłem. Chroni ją jedynie złudzenie, że skontaktujemy się z zaawansowaną cywilizacją, która ponad wszystko ceni sobie spokój i harmonię i chętnie przyjedziemy na Ziemię, aby pokazać nam, jak rozwijać się w duchu kosmicznego buddyzmu. I fajnie, ale jakoś ta naiwność mnie nie przekonuje. Raczej sugeruję, że nawet jeśli jesteś ostrożny, lepiej mieć naprawdę dobrą polisę ubezpieczeniową. Tak „na wypadek wu”.
Podsumowując, nie będąc cywilizacyjnie gotowi do nawiązania dialogu z cywilizacjami międzygwiezdnymi, lepiej zamknąć usta i nadajniki (lub cokolwiek, co jest używane do przesyłania wiadomości w kosmos) i najpierw posprzątać nasze podwórko. Cóż, jeśli założymy, że mimo wszystko nasi goście nie będą kochającymi pokój, chudymi ludźmi z wielkimi głowami i przyjdą tu na nasze zaproszenie w celu orania dla nas talerzy, to co zrobimy? Przeskoczmy od Kalashi do typów latających z prędkością światła, obejmujących kilka dodatkowych wymiarów i co jeszcze?
Być może najpierw spróbujemy rozwijać się jako cywilizacja planetarna, której przedstawiciele przestaną się zabijać na rozkaz kontrolujących ich szaleńców. Kiedy ogłaszamy sukces w tej sprawie, czas pomyśleć: „Hej, może możemy wysłać wiadomość w kosmos, że robimy naprawdę dobre gofry na Ziemi i zapraszamy kogoś na kawę”?
Dodaj komentarz