Recenzja Resident Evil Re:Verse – Gdybym mógł cofnąć czas
Uwielbiam Resident Evil. Może za dużo. Odnajduję nawet zasługę w wielu chwiejnych próbach gry wieloosobowej. Resident Evil 6 może być absolutnym hitem w trybie współpracy, jeśli masz znajomego, który chce z tobą siedzieć przez ponad 20 godzin. Resident Evil Re:Verse nie jest jednak jedną z tych prób, do których będę wracał, mimo mojej niemal niekończącej się życzliwości wobec serii.
Resident Evil Re: Verse wywodzi się z koncepcji dźwiękowej: konkurencyjnej strzelanki wieloosobowej opartej na kultowych postaciach i lokalizacjach serii – wszystko z niespodzianką. Kiedy umrzesz, zmartwychwstajesz jako zombie i ponownie atakujesz swoich przeciwników. Potwór, którego wskrzeszasz, jest losowy, a ich poziomy zależą od ilości eliksirów wirusa T, które zbierasz, gdy jesteś jeszcze człowiekiem. Jest tu kilku silnych ciosów, ale nie uderzają zbyt mocno.
Walka jest nieważka i płynna. Gone to charakterystyczna dla serii, mocna strzelanina, która została ulepszona do najlepszego w swojej klasie survival horroru z ostatnich gier. Zamiast tego, to, co wyłania się z ciemności, jest przybliżeniem mechaniki przeróbek Resident Evil 2 i Resident Evil 3, z tą samą perspektywą przez ramię i zwolnionym ruchem podczas celowania. Z tego powodu wszystko wydaje się strasznie nie tak.
Postacie oferują między sobą pewną różnorodność stylów gry, ale tylko w takim stopniu, w jakim różnią się ich stałe wyposażenie. Leon ma strzelbę, Ada markową kuszę, a reszta ma zestaw pistoletów i broni półautomatycznej o znajomych nazwach. Każdy ma również kilka unikalnych umiejętności, które często są rodzajem wzmocnienia lub ataku.
Przez długi czas musiałeś celowo celować w celownik w grze Resident Evil, ale kursor tutaj po prostu rzuca się szaleńczo własnym umysłem. Jest to niedokładne do tego stopnia, że jest całkowicie frustrujące i sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle podobała mi się strzelanina. Po ponownym pobraniu Village do testu – pamiętaj mem Principal Skinner – to w rzeczywistości Re:Verse, to źle.
Nie lepiej niż nieumarli. Najpierw będziesz wymachiwał karabinem szturmowym jako Chris Redfield, a następnie próbujesz trafić ludzi bronią biologiczną. Prawdziwą siłą gry powinno być to, że jest tandetna i niedopieczona.
Dwóch headlinerów to Super Tyrant i Nemesis. Każdy z nich wydaje się być dość podobny do gry, a poza umiejętnościami różnych mocnych ciosów w porównaniu z wyrzutnią rakiet i niektórymi mackami, są tego samego rozmiaru i szybkości, polegając na atakach wręcz, czekając, aż ich umiejętności ostygną na dół. Wizualnie nawet nie wyglądają zbyt różnie.
Podczas gdy postacie z bronią biologiczną zadają zdecydowanie więcej obrażeń niż ich ludzkie odpowiedniki, tę dysproporcję rekompensuje stale wyczerpujący się pasek zdrowia, co oznacza, że nikt nie może rządzić w nieskończoność. Próba zbalansowania gry ma sens, o ile nie utkniesz w kącie, co jest łatwe w przypadku prawie każdej postaci spamującej podstawowym atakiem lub kilkoma pociskami.
Nie ma żadnych zmian atmosferycznych, gdy pojawiają się wielcy złoczyńcy. Nie ma żadnych muzycznych wskazówek ani zmian oświetlenia. To po prostu kolejny gracz, który gdzieś potyka się, próbując to wszystko rozgryźć. I chociaż jest to rozsądne, biorąc pod uwagę tempo gry, suma tych błędów zmniejsza presję.
To surrealistyczne widzieć, jak postacie, które prześladowały cię w poprzednich grach, zamieniły się w błaznów.
Brak treści jest też tak drastyczny, że można go porównać do pustki. W chwili premiery dostępnych jest tylko sześć grywalnych postaci, pięć potworów, dwie mapy i jeden tryb gry. Jeden. Ani stacja RPD w Resi 2 , ani dom piekarza z Resident Evil 7 nie mają obiecanego deathmatchu zespołu ani niczego innego niż „wszystko za wszystkich”.
W scenach nie ma nic poza fanservice, którego nowość znika niemal natychmiast. Tam, gdzie rzeczy mogą być interesujące – na przykład możliwość grania jako członkowie rodziny Baker w ich gospodarstwie domowym lub wprowadzenie większej liczby opcji William’s G Stage dla stacji RPD – otrzymujesz tę samą beżową ofertę w obu lokalizacjach. Wszystkie przetworniki są takie same na wszystkich etapach i nie ma interaktywnych elementów otoczenia, które przełamałyby monotonię między nimi.
Posiadanie przepustki bojowej na taki bałagan, niezależnie od obiecanej mapy drogowej, jest niezrozumiałe. Mogę z pewną dozą pewności powiedzieć, że będzie to ścieżka mniej uczęszczana; Zaledwie kilka dni po uruchomieniu, nawet przy włączonej funkcji crossplay, dołączenie do meczu zajęło mi około minuty, a uruchomienie go zajmuje tylko pięć osób.
Wykresy Steam przedstawiają bardziej przerażający obraz, z łącznie około 250 graczami zaledwie cztery dni po premierze i wszechczasowym szczytem wynoszącym 2000. Porównaj to z własnym szczytem Village wynoszącym 15 000 dla uruchomienia Gold Edition. Nawet gracze, którzy są właścicielami gry, nie wydają się być zainteresowani i potrzebują więcej mocy.
Musisz się zastanowić, dlaczego dostaliśmy to zamiast rozszerzenia kooperacyjnego Mercenary Mode, które ludzie naprawdę lubią.
Recenzja Resident Evil Re:Verse – wyniki
plusy
- Te dwa etapy są dobrze zaimplementowane i fajnie jest widzieć je poza oryginalnym kontekstem.
- Same mecze są na szczęście krótkie.
Minusy
- Postacie obsługują sterowanie jak topienie masła na patelni.
- Zobaczysz wszystko, co gra ma do zaoferowania w około 15 minut.
- I, szczerze mówiąc, prawie wszystko inne.
Gdyby Re:Verse było tylko ciekawostką, do której można uzyskać dostęp z menu w grze w wiosce, nadal spotkałoby się z westchnieniem i szybko zapomniano. Ale po pozornie bezsensownym 18-miesięcznym opóźnieniu, przeładowanych mikrotransakcjach i szokująco skromnej ilości treści, ta niskopoziomowa imitacja klasycznego serialu powinna była zostać na podłodze krojowni.
Wszystko to tworzy wrażenie podobne do tego, jak młody lokalny zespół nie radzi sobie z coverem klasycznej piosenki. Niemal chcesz im klaskać za próbę. Prawie.
Dodaj komentarz