Kevin Lee: Nie ma już przyszłego mistrza UFC

Kevin Lee: Nie ma już przyszłego mistrza UFC

Kevin Lee ma zaledwie 30 lat. Jednak już teraz wydaje się, że w jego karierze MMA były wzloty i upadki przez całe życie, co wydaje się dłuższe, niż mogłoby być w rzeczywistości. W pewnym momencie „The Motown Phenom” był perspektywą o dużym potencjale.

Nawet wielki Georges St-Pierre stwierdził kiedyś, że Kevin Lee nie wiedział, jaki jest dobry. Z pozoru mało kto mógłby winić „GSP” za taką pochwałę. Kevin Lee to zapaśnik na wysokim poziomie, który potrafi uderzać, ma wielką siłę fizyczną i dynamit w każdej kończynie. A przynajmniej kiedyś był i miał wszystkie te rzeczy.

W połowie 2017 roku „The Motown Phenom” wydawał się być bliski zdobycia tego, co wszyscy zawsze uważali za zdolnego do zdobycia: złota UFC, nawet jeśli było to tymczasowe. Przegrana z wówczas znakomitym Tonym Fergusonem, wszechczasów świetnym zawodnikiem wagi lekkiej, była miażdżąca. W niektórych umysłach opóźniło to tylko to, co nieuniknione.

Jednak sześć lat później Lee nie osiągnął wyżyn, jakich się po nim spodziewano. W minioną sobotę został mocno pobity w swoim powrocie do UFC. Pomiędzy kontuzjami osłabiającymi jego atletyzm, rozpadającą się pewnością siebie i nieudaną kampanią o dywizję 165 funtów w UFC, jego czas skończył się, zanim się zaczął.

Kevin Lee, waga lekka nowej generacji

Pomimo pochwał, jakie otrzymał na wczesnych etapach swojej kariery, debiut Kevina Lee w UFC nie był oszałamiającym sukcesem, jakiego wielu oczekiwało. „The Motown Phenom” miał zmierzyć się z Al Iaquintą o lwim sercu. Obaj mężczyźni nie mogli się bardziej różnić, jeśli chodzi o to, jak byli postrzegani.

Według niektórych Lee był pakietem potencjału i przyszłym pretendentem do dywizji lekkiej. Co więcej, był niepokonany i sześć lat młodszy od swojego wroga. W międzyczasie Iaquinta poniósł już dwie porażki, a jego kariera w MMA charakteryzowała się bardziej wytrwałością i pracowitą mentalnością pracownika fizycznego niż naturalnym talentem.

Jednak kiedy dwaj 155-funtowcy zmierzyli się ze sobą, wynik zaszokował świat MMA. Lee w swoim debiucie promocyjnym przegrał jednogłośną decyzją z Iaquintą. To nie byłby ostatni raz, kiedy „The Motown Phenom” zasmakował porażki z kimś, kogo uważano za niższego od niego.

Na szczęście był w stanie odbić się, notując serię czterech zwycięstw z rzędu. Jego późniejsza walka miała miejsce z Leonardo Santosem, mężczyzną starszym o 13 lat. Brazylijczyk był wielkim underdogiem. Niemniej jednak przeciwstawił się szansom i dał „The Motown Phenom” swoją drugą porażkę w karierze.

Ale tym razem nie przez jednogłośną decyzję. Santos nie potrzebował trzech rund, żeby podnieść rękę. Potrzebował tylko trzech minut, ponieważ pokonał kandydata wagi lekkiej przez TKO. To była strata, której Kevin Lee nie mógł znieść i która zapoczątkowała jego najlepszą serię zwycięstw w historii.

Wygrał pięć kolejnych walk, których kulminacją było starcie z Michaelem Chiesą, z którym pobił się na konferencji prasowej . „The Motown Phenom” nie tylko pokonał Chiesę przez poddanie w pierwszej rundzie, ale w ten sposób pokonał człowieka, który pokonał Ala Iaquintę w debiucie tego ostatniego w UFC. To nie było nic, jeśli nie poezja.

Zwycięstwo katapultowało Kevina Lee do walki o tytuł. Jego następnym przeciwnikiem był jeden z najbardziej przerażających lekkich w historii dywizji: 155-funtowy boogeyman , Tony Ferguson.

Od rywalizacji o tytuł do walk w dywizjach

UFC 216 miało być ukoronowaniem kariery Kevina Lee. Do tego czasu stał się bardziej wokalny niż kiedykolwiek wcześniej. Uważał, że ma największe szanse na pokonanie niepokonanego lekkiego Khabiba Nurmagomedova i zdetronizowanie Conora McGregora, który wyglądał na niepokonanego po zdobyciu złota dywizji od Eddiego Alvareza.

Kiedy więc zmierzył się z „El Cucuy” o tymczasowy tytuł wagi lekkiej, jego pewność siebie była najwyższa w historii. W pierwszej połowie jego walki z Tonym Fergusonem wszystko szło po myśli Kevina Lee, który pokonywał przeciwnika i zdobywał obalenia. Niestety, „The Motown Phenom” tylko się zmęczył.

W trzeciej rundzie Lee padł ofiarą duszenia trójkątem , a jego nadzieje na zostanie mistrzem UFC zostały rozwiane. Strata ujawniła również pęknięcie w zbroi Lee. Zmęczony przestawał się wspinać po nieudanych obaleniach, strzelał z głową wystawioną na kontrgilotyny i nie ruszał już głową poza linię środkową podczas uderzenia.

Jego kolejna walka, przeciwko Edsonowi Barbozie, przyniosła mu TKO w piątej rundzie, ale wszyscy fani pamiętają z tego pojedynku Brazylijczyka, który kołysał Lee do tańca kurczaka kopnięciem koła. Mimo to, mając ponownie pewność siebie, zmierzył się ze swoim starym rywalem, Alem Iaquintą w rewanżu.

Przed walką Kevin Lee drwił ze swojego wroga, twierdząc, że Iaquinta nie ewoluował jako wojownik od czasu ich pierwszego pojedynku. W międzyczasie Lee twierdził, że tylko się poprawił. Mimo wszystko wynik ich drugiej walki nie różnił się od pierwszej: jednogłośna decyzja na korzyść Ala Iaquinty.

Przegrana skłoniła Lee do przejścia do wagi półśredniej, gdzie zmierzył się z byłym mistrzem wagi lekkiej Rafaelem dos Anjosem. Niestety nie znalazł szczęścia w 170 funtach, smakując porażkę przez poddanie w czwartej rundzie. Podczas gdy odbił się spektakularnym nokautem nad niepokonanym Gregorem Gillespie , nic godnego uwagi nie było inne.

W swojej następnej walce przegrał przez poddanie, tym razem z przyszłym posiadaczem tytułu Charlesem Oliveirą. Nastąpiło zerwanie ACL w lewym kolanie, co wykluczyło go na resztę roku. Podczas rehabilitacji lewego kolana po operacji zerwał drugą ACL w prawym kolanie. To był cios, po którym nigdy się nie otrząsnął.

Rok później wrócił przeciwko Danielowi Rodriguezowi, przeciwnikowi, którego odrzucił, wraz z każdym innym 170-funtowcem . Ale po dwóch operacjach ACL nie miał już wybuchowości, której kiedyś używał z wielkim skutkiem. Lee przegrał walkę i to była ostatnia kropla. został zwolniony z UFC.

Następnie podpisał kontrakt z Eagle FC , gdzie wygrał rywalizację z byłym jego najlepszym Diego Sanchezem. „The Nightmare”, którego kariera rozpoczęła się w 2002 roku, nie powinien wyglądać tak dobrze, jak w starciu z Lee, który zadebiutował w 2012 roku.

Co gorsza, „The Motown Phenom” doznał kontuzji kolana podczas walki. Wyglądało na to, że jego ciało nie było już w stanie robić tego, czego chciał jego umysł i serce. Było tak, że po powrocie Lee do UFC rok później, oba jego kolana były owinięte. Przed powrotem był pewny swoich umiejętności.

Jego szansa na udowodnienie tego nadeszła w starciu z nierankingowym Rinatem Fakhretdinovem, Rosjaninem ważącym 170 funtów, który w tamtym czasie miał na koncie 20 zwycięstw i tylko jedną porażkę. Lee nie dałby mu drugiej porażki. Zamiast tego został 21. zwycięstwem Fakhretdinova , dzięki gilotynie w pierwszej rundzie. Nie był to triumfalny powrót syna marnotrawnego.

Kevin Lee nie miał passy zwycięstw od 2017 roku. Ma bilans 3-6 w ostatnich 9 walkach, kontuzjował oba kolana, jest za duży, aby przejść do kategorii lekkiej bez zmniejszania zysków i za mały do ​​wagi półśredniej. Bez dywizji 165 funtów w dającej się przewidzieć przyszłości, jest bez celu i nie jest już przyszłym mistrzem UFC.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *