Carlos Alcaraz jest tutaj, aby grać; kogo obchodzi coś innego?
Transmisja na żywo finału mężczyzn Wimbledonu 2023 pomiędzy Carlosem Alcarazem i Novakiem Djokoviciem nie była najpłynniejsza; przez krótką chwilę dźwięk nie był zsynchronizowany z obrazem, więc mogliśmy usłyszeć ujęcie, zanim je zobaczyliśmy. Wiedzieliśmy z wyprzedzeniem, że Djokovic popełni te dwa krytyczne błędy bekhendowe (których było zaskakująco wiele w meczu) w dogrywce w drugim secie, co było trochę niefortunne.
Ale jeśli chodzi o ujęcia Alcaraza, brak synchronizacji w jakiś sposób potęgował emocje. Wiedzieliśmy, kiedy wydał z siebie jedno z tych wyjątkowo intensywnych pomruków, że zaraz zostanie wystrzelony wyjątkowo ogromny pocisk. To było idealne nagromadzenie; mieliśmy wystarczająco dużo czasu i ostrzeżenia, aby przygotować się do wybuchu.
A jednak wciąż podskakiwaliśmy z miejsc za każdym razem, gdy dochodziło do faktycznej eksplozji. Oto jak nieskończenie zdumiewający jest tenis Alcaraz.
W ciągu ostatniego roku dużo mówiło się o „zmianie warty”. Wszystko zaczęło się, gdy Alcaraz pokonał Djokovicia – w decydującym secie, nie mniej – w Madrycie. Rozmowa nabrała tempa, gdy Hiszpan uzurpował sobie pierwsze miejsce w rankingu, wygrywając US Open, turniej, w którym Djokovic nie mógł grać. Nie trzeba dodawać, że Alcaraz naruszył w niedzielę fortecę Serbów na boisku trawiastym, a teraz sprawy osiągnęły crescendo.
Wimbledon był jedynym miejscem, w którym wszyscy uważali, że Djokovic jest nie do pokonania. Ale Alcaraz całkowicie przegapił tę notatkę. W rzeczywistości, sądząc po sposobie, w jaki pobił zwycięzców dla zabawy w finale, jest całkiem możliwe, że jedyną notatką, jaką kiedykolwiek widział w swoim życiu, jest: zobacz piłkę, zniszcz piłkę.
Jednak moim zdaniem patrzenie na ten wynik jako na zmianę warty mija się trochę z celem Alcaraz. Tak, Hiszpan został stworzony do wielkich rzeczy – może nawet historycznych – odkąd skończył 15 lat. Ale kiedy patrzysz na jego grę, nie masz wrażenia, że gra dla historii.
To, że za każdym razem, gdy podnosi trofeum, tworzy się historia, jest przypadkowe. To, co naprawdę chce zrobić, to bawić się na korcie tenisowym tak dobrze, jak to tylko możliwe.
W swoim półfinale z Daniiłem Miedwiediewem Alcaraz jechał tak bez wysiłku, że najwyraźniej próbował przybliżyć mecz z czystej nudy. Przy stanie 4:2 w trzecim secie wykonał tweener, którego żaden zawodowy gracz nigdy nie powinien próbować. W następnym punkcie lekkomyślnie rzucił się do siatki i natychmiast spudłował z woleja. Miedwiediew złamał dwa punkty później, aby wrócić do serwisu; Popisy Alcaraz prawie sprawiły, że mecz był konkurencyjny.
Prawie. Taka była przepaść w umiejętnościach obu graczy, że przerwa została przywrócona już w następnym meczu, ostatecznie wygrywając mecz Alcaraz.
Nie było takiego popisu ze strony Hiszpana w finale przeciwko Djokovicowi, ale i tak wydawało się, że robi show. Oprócz pierwszego seta, w którym uderzyły go szczególnie silne nerwy, Alcaraz grał ze swobodą i zapałem, których, śmiem twierdzić, nigdy nie widziano na korcie centralnym.
Zmierzywszy się z jednym z największych mistrzów Wimbledonu i prawdopodobnie najbardziej przypominającym maszynę tenisistą w historii, Alcaraz stworzył jedyną kontrę, która mogła zadziałać: całkowicie uwolniony geniusz.
Rzucał się do siatki przy każdej krótkiej piłce, którą dostał. Wyeliminował czystych zwycięzców z dobrze uderzonych uderzeń (zgaduję, że widziałeś ten nadprzyrodzony strzał z pogranicza ). Uderzał forhendem i bekhendem pod niewiarygodnym kątem, co sprawiło, że nawet Djokovic, mistrz kątów, pokręcił głową.
Co najbardziej zadziwiające, odruchowo wrócił do gry tak wieloma dużymi podaniami Djokovicia, że Serbowi udało się wygrać zaledwie 62% punktów za pierwszy serwis tego dnia. To niespotykana statystyka na trawie; jak czułby się Djokovic, najlepszy powracający zawodnik w historii, będąc tak spektakularnie pokonanym na największej scenie w sporcie?
Djokovic będąc Djokoviciem, wciąż prawie ukradł mecz z uścisku czerwonego Alcaraza. Gdyby nie popełnił tych trzech regulaminowych błędów bekhendowych w dogrywce w drugim secie (tak na marginesie, co fani Federera daliby za choćby jeden z nich w finale 2019?), mecz mógłby zakończyć się prostymi setami. A gdyby nie spudłował tego wybitnie wykonalnego woleja z woleja na break point w piątym secie, mógłby na dobre złamać ducha Alcaraza.
Ale błąd woleja – który prawdopodobnie zostanie powtórzony tysiąc razy w ciągu najbliższych kilku tygodni – mógł być również największym jak dotąd znakiem, że Alcaraz stworzył już swoją własną „aurę”, tak jak robią to wszyscy wielcy mistrzowie.
Dwa strzały z bekhendu Djokovicia wcześniej w wymianie były genialne; przeciwko 7 na 10 graczy, punkt na tym by się skończył. Forhend, który Djokovic uderzył później, był jeszcze lepszy; przeciwko 9 na 10 graczy, dałoby mu to punkt. A wolej, którego próbował Djokovic, poszedłby w poprzek boiska przeciwko 99 na 100 graczy; był na tyle blisko siatki, że raz na zawsze wybił piłkę.
Ale Alcaraz to nie tylko jeden ze 100 graczy; on jest jeden z tysiąca. Świadomy nieludzkiego zachowania Hiszpana na korcie, Djokovic próbował go zmylić, wykonując bardziej ryzykowne uderzenie z linii końcowej.
Nie mógł w to uwierzyć, kiedy go zdobył, i my też nie mogliśmy, ale dla Alcaraza musiało to być po prostu nagrodą za jego nieustępliwość.
Miało jednak przyjść więcej. Mecz przy stanie 5:4, z Alcarazem serwującym o tytuł, zredukowałby większość graczy do kałuży nerwów. A kiedy Hiszpan uderzył straszliwym drop shotem, aby zejść 0-15, napis pojawił się na ścianie.
Ale pamiętasz, jak powiedziałem, że Alcaraz nie dostał notatki o niezwyciężoności Djokovica na Wimbledonie? Z pewnością nie widział też żadnych napisów na ścianach.
W następnym punkcie po tym okropnym drop shot, Alcaraz spróbował kolejnego. Tym razem nie tylko trafił, ale także uzupełnił go o idealnego zwycięzcę loba. Odwagę, by spróbować tak ryzykownego strzału, zaraz po tym, jak tak bardzo spartaczyłeś? Nie możesz tego uczyć. Mimo wszystkich pochwał, które (słusznie) zbiera Juan Carlos Ferrero jako człowiek, który poprowadził 20-latka do niemożliwego, rzut karny przy stanie 0-15 należał w całości do Alcaraz.
W tej grze również zobaczył niesamowity wolej, który dał mu prowadzenie 30-15, i zakończył się kolejnym forhendem z rzutu karnego, którego nawet Djokovic nie mógł wrócić do gry. Nawet za 10 lat, kiedy ktoś będzie próbował doradzić młodemu zawodnikowi, jak rozegrać mecz o wysoką stawkę, wskaże mecz, w którym Alcaraz grał przy stanie 5:4, aby odnieść największe zwycięstwo w swoim życiu. To było, nie ma na to innego słowa, kultowe.
Po takim pokazie pokusa nazwania Alcaraz nowym „Wielkim”, jednoosobową armią, która odziedziczy płaszcz Wielkiej Trójki, jest silniejsza niż kiedykolwiek. Ale jak zawsze, wskazane jest złagodzenie szumu z pewną ostrożnością.
Trzeba powiedzieć, że Djokovic był w niedzielę słaby jak na swoje standardy. Te błędy bekhendowe, które popełnił w dogrywce, były jednymi z 40 błędów, które popełnił w ciągu dnia, a jeśli dostosujesz się do słynnego łagodnego systemu punktacji Wimbledonu, liczba ta przypadała prawdopodobnie na lata 60-te. Odmówił również zmiany strategii serwowania, pomimo braku wolnych punktów. A jego niezdolność do położenia się do łóżka w tej szalonej 26-minutowej grze w trzecim secie, pomimo wielu okazji, by to zrobić, musi drażnić.
Pomimo tego wszystkiego Alcaraz potrzebował wszystkiego, co miał, aby wygrać. I nie zapominajmy, że Djokovic nadal jest mistrzem w 66% turniejów wielkoszlemowych w tym roku. Zaledwie pięć tygodni temu, na swojej najgorszej powierzchni, przeżył 20-latka w sposób, w jaki nikt inny na trasie nie był w stanie.
Serb nigdzie się nie wybiera, pomimo swojego wieku i słabego występu w Wimbledonie. Jeśli już, to może być bardziej zmotywowany niż kiedykolwiek, aby wygrać US Open i zemścić się – zarówno pod względem tenisa, jak i warunków mandatu szczepień.
Mogą być też inne rzeczy, które pójdą nie tak dla Alcaraza na ścieżce do nieśmiertelności, którą wszyscy teraz oczekują od niego. Mógł być nękany kontuzjami (Bóg wie, że jego styl gry nie sprzyja organizmowi), mógł walczyć z motywacją, mógł mieć do czynienia z własnym kryptonitowym przeciwnikiem (Jannik Sinner i Holger Rune już grożą, że nim zostanie, choć ten ostatni został łatwo rozwiązany na Wimbledonie).
Po co więc nakładać na niego – i na siebie – dodatkowe obciążenie, przewidując jego wyniki w Wielkim Szlemie lub jego ostateczne miejsce w panteonie wszechczasów?
Jasne, to nie pomaga, gdy Djokovic mówi, że Alcaraz ma najlepsze elementy każdego członka Wielkiej Trójki. Albo, że „nigdy nie grał z takim graczem jak on”. Ale przyjrzyj się bliżej, a słowa Djokovicia mówią nam coś, czego nie mogą powiedzieć żadne statystyki ani prognozy: że sam Alcaraz jako zawodnik jest spektaklem wartym świętowania.
W zeszłym roku byłem na trybunach, kiedy Alcaraz zmierzył się z Jackiem Draperem w 1/8 finału w Bazylei. Alcaraz był daleki od swojego najlepszego wyniku w tym meczu i popełnił kilka elementarnych błędów zarówno w pierwszym, jak i trzecim secie. Ale tłum, który wyglądał jak pełna sala, nie miał nic przeciwko temu. A to dlatego, że kiedy Alcaraz rzeczywiście wpadł na pomysł – tu gładki zwycięzca z woleja, tam muskularny forhend – wystarczyło, by wymazać złe wspomnienie każdego pojedynczego błędu.
Pod koniec (Alcaraz przełamał się w trzecim secie, wygrywając 7:5), widzowie skandowali jego imię jak jeden mąż. Dźwięki rozbrzmiewały wokół zamkniętej areny, jak na koncercie rockowym, a kiedy Hiszpan przypieczętował układ na punkcie zapałek i zwrócił się do adorującego tłumu, wyglądał, jakby przenosił Daenerys Targaryen po jednym z jej podbojów smoków.
To samo, a nawet więcej, było po jego zwycięstwie w US Open w zeszłym roku i ponownie po triumfie w Wimbledonie w niedzielę. Kiedy ostatni forhend Djokovicia trafił do siatki i Alcaraz upadł na plecy, tłum na korcie centralnym wzniósł się jak jeden mąż, aby uczcić koronację gracza, który tak ekscytująco zabawiał ich przez prawie pięć godzin i tak całkowicie zawładnął dużą sceną przeciwko największym gracz wielkiej sceny w historii.
Carlos Alcaraz może być przyszłością tenisa, a może nie. Ale zdecydowanie jest teraźniejszością, tu i teraz, a my wyrządzilibyśmy sobie krzywdę, skupiając się na czymkolwiek innym niż jego jedyna w swoim rodzaju gra.
Co z tego, że nie dożyjemy chwili, kiedy wygra 25 turniejów wielkoszlemowych? Żyliśmy wystarczająco długo, aby zobaczyć, jak robi swoje na korcie centralnym, a to wystarczy.
Dodaj komentarz