Brian Ortega i 4 innych zawodników UFC, którzy wrócili z długich nieobecności i wyglądali tak dobrze jak zawsze
W świecie UFC czas nie czeka na żadnego zawodnika i każdy, kto spodziewa się, że będzie mógł natychmiast wrócić do najwyższej formy po nieobecności, zwykle się myli.
Jednak na przestrzeni lat widzieliśmy kilka przykładów zawodników UFC, którzy wrócili z długiej nieobecności i jakimś cudem wyglądali tak samo dobrze jak zawsze. Chociaż ich walki powrotne czasami okazywały się czymś w rodzaju czerwonego śledzia, widok kogoś powracającego i natychmiastowego wrzucania najwyższego biegu jest zawsze niesamowity i zwykle również rzadki.
Oto 5 zawodników UFC , którzy wrócili z długich nieobecności i wyglądali tak dobrze jak zawsze.
#5. Brian Ortega – zawodnik UFC w wadze piórkowej
Najnowszym wpisem na tej liście jest były pretendent do tytułu wagi piórkowej Brian Ortega , który powrócił do UFC w ubiegły weekend po długiej, prawie dwuletniej nieobecności.
„T-City” został wykluczony z gry po poważnej kontuzji barku, której doznał w lipcu 2022 r. w walce z Yairem Rodriguezem. Do walki, która sama w sobie trwała prawie rok, po tym, jak w 2021 r. został pobity przez Aleksandra Volkanovskiego .
Biorąc pod uwagę, że Ortega na kilka dni przed swoją rewanżową walką w zeszły weekend skończył 33 lata i tak naprawdę nie wygrał żadnej walki od października 2020 r., wielu obserwatorów zastanawiało się, ile dokładnie mu zostało w zbiorniku.
Były pretendent do tytułu nie otrzymał także rewanżu w softballu w formie natychmiastowego rewanżu z Rodriguezem, który w 2023 roku przez krótki czas posiadał tymczasowy tytuł wagi piórkowej.
Kiedy jednak w pierwszej rundzie przeżył ostrzał „El Pantery”, szybko stało się jasne, że podczas swojej nieobecności niezwykle wytrzymały Ortega nie stracił nic ze swojej słynnej wytrzymałości.
A gdy Rodriguez zaczął się męczyć, walkę przejął „T-City”, pokonując Meksykanina, a następnie poddając go w trzeciej rundzie duszeniem trójkątem ramion.
Zwycięstwo zapewniło Ortedze powrót do walki o tytuł w wadze 145 funtów i sądząc po tym pokazie, wydaje się, że podczas swojej nieobecności nie stracił on nic ze swoich umiejętności, co jest niezwykłe, biorąc pod uwagę wszystko.
#4. Khabib Nurmagomedov – były mistrz UFC w wadze lekkiej
Były mistrz UFC w wadze lekkiej Khabib Nurmagomedov , który przeszedł na emeryturę w 2020 roku, jest powszechnie uznawany za jednego z najlepszych zawodników MMA w historii, a jego krzykliwy rekord 29-0 jest jego największą wizytówką.
Jednak około dziesięć lat temu „Orzeł” był prawdopodobnie najbardziej znany z powodu różnych kontuzji, co oznaczało, że jego występy w pierwszych latach w awansie były, delikatnie mówiąc, sporadyczne.
Prawdopodobnie największy tego przykład miał miejsce w 2014 roku. Po wyprzedzeniu przyszłego posiadacza tytułu Rafaela dos Anjosa w jego najlepszym zwycięstwie w dotychczasowej historii, Khabib miał w następnej kolejności walczyć z innym czołowym pretendentem Donaldem „Cowboyem” Cerrone .
Niestety „Orzeł” doznał poważnej kontuzji kolana, przez którą pauzował przez ponad rok, po czym w 2015 roku został zmuszony do opuszczenia rewanżowej walki z Tonym Fergusonem z powodu kolejnej kontuzji.
Zanim w końcu powrócił w 2016 roku, nie walczył od dwóch lat i chociaż stanął twarzą w twarz z nieznanym wrogiem w postaci Darrella Horchera, obserwatorzy zadawali uzasadnione pytania o to, jak dobrze będzie wyglądał.
Odpowiedź była oczywiście taka, że był lepszy niż kiedykolwiek. Nurmagomedov wybielił Horchera, rozwalając go uderzeniami ziemi i uderzeń w drodze do zatrzymania w drugiej rundzie, a on nie wykazywał żadnych oznak rdzy pierścieniowej.
Był to znak, że nadejdzie przyszłość dla „Orła”, który przez resztę swojej kariery w UFC brał długie nieobecności, ale za każdym razem, gdy wracał, nigdy nie wyglądał gorzej niż fenomenalnie.
#3. Urijah Faber – były zawodnik UFC w wadze koguciej
Kiedyś uważany za najlepszego zawodnika wagi piórkowej na świecie, można argumentować, że UFC nigdy nie widziało najlepszego Urijaha Fabera . „The California Kid” dostał się do promocji poprzez WEC dopiero w 2011 roku i w tym momencie jego szczytowy okres już prawie minął.
Pomimo licznych walk w głównych tytułach i wyzwań w trzech walkach o tytuł UFC, w 2016 roku było jasne, że Faber zaczyna naprawdę zwalniać.
Skończywszy w lipcu 37 lat, poniósł słabą porażkę z Jimmie Riverą i to wystarczyło, aby oznajmił, że po ostatniej walce zawiesi rękawice na kołku.
„The California Kid” wygrał tę walkę, pokonując Brada Picketta na oczach fanów z jego rodzinnego miasta w Sacramento i wyglądało na to, że to wszystko.
Jednak prawie trzy lata później Faber zadziwił fanów, ogłaszając swój powrót do akcji. Wystawiony przeciwko Ricky’emu Simonowi latem 2019 roku „The California Kid” zaledwie kilka miesięcy wcześniej skończył 40 lat i nikt nie wiedział, ile będzie miał do zaoferowania.
Co zaskakujące, Faber wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Przystąpił do walki w fenomenalnej formie i zniszczył Simona ciosami w zaledwie 46 sekund. Co ciekawe, było to jego pierwsze miejsce w oktagonie od 2014 roku.
Niestety zwycięstwo okazało się bardziej przekleństwem niż błogosławieństwem. UFC wyraźnie wierząc, że Faber może wrócić do walki o tytuł w wadze 135 funtów, w jego następnej walce wystawiło go na spotkanie z niebezpiecznym pretendentem Petrem Yanem .
Okazało się to jednak o krok za daleko i weteran był systematycznie niszczony, ponosząc w trzeciej rundzie brutalny nokaut. Od tego czasu nie walczył.
#2. Nate Diaz – były zawodnik UFC w wadze półśredniej
Teraz trudno w to uwierzyć, ale był czas, kiedy Nate Diaz był jednym z najaktywniejszych zawodników UFC. Po zwycięstwie w TUF 5 w czerwcu 2007 roku, aż do 2013 roku, walczył średnio trzy razy w roku.
Jednak w ostatnich latach swojej kariery zawodnik ze Stockton regularnie brał długie urlopy z oktagonu, zwykle w nadziei, że UFC będzie zmuszone zaoferować mu więcej pieniędzy w zamian za powrót.
Takie podejście opłaciło się w 2015 roku, kiedy wrócił po roku przerwy i wykorzystał zwycięstwo nad Michaelem Johnsonem do zorganizowania dwóch wielkich walk z Conorem McGregorem .
Walki te stały się najbardziej widowiskowymi walkami w historii UFC, czyniąc Diaza jedną z najbardziej dochodowych gwiazd tego sportu i przynosząc mu miliony dolarów.
Diaz zdecydował się jednak odłożyć walkę po drugiej walce z „The Notorious”, wyraźnie wierząc, że promocja potrzebuje go bardziej niż on ich.
Niestety dla Kalifornijczyka tak nie było. Mimo że fani desperacko chcieli zobaczyć jego walkę, Diaz czekał na półce, aż w końcu zdecydował się na powrót latem 2019 roku, trzy lata po słynnym starciu z McGregorem.
Po tak długiej przerwie wiele osób uważało, że Diaz nie ma już nic do zaoferowania. Zamiast tego jednak oszołomił wszystkich, cofając zegar i dając jeden z najlepszych występów w swojej karierze, pokonując Anthony’ego Pettisa i walca z powrotem do aktualności.
Było to przypomnienie, że w przypadku Diaza zwykłe zasady nigdy nie będą miały zastosowania.
#1. Dominick Cruz – były mistrz UFC w wadze koguciej
Najlepszym przykładem zawodnika, który wrócił po długiej przerwie i jakimś cudem nie przepuścił żadnego kroku, jest były mistrz UFC w wadze koguciej Dominick Cruz .
„Dominator” nie tylko wygrał swoją rewanżową walkę po absurdalnie długiej przerwie, ale był w stanie odzyskać tytuł 135 funtów, którego nigdy nie stracił, pokonując pięciorundowy thriller. Fakt, że mu się to udało, pozostaje jednym z największych cudów w historii oktagonu.
Cruz dołączył do organizacji w 2011 roku i ugruntował swoją pozycję króla wagi koguciej, pokonując zaciekłego rywala Urijaha Fabera w swoim debiucie w oktagonie. Jednak po jeszcze jednej obronie dopadła go kontuzja, w wyniku której „Dominator” stracił tytuł latem 2012 roku.
Cruz miał walczyć tylko raz w ciągu następnych czterech lat i chociaż podczas zwycięstwa nad Takeyą Mizugakim w 2014 roku wyglądał dobrze, bezpośrednio potem zerwał więzadło krzyżowe przedniego więzadła krzyżowego przedniego i wrócił prosto na półkę.
Kiedy ogłoszono, że powróci w styczniu 2016 roku, aby rzucić wyzwanie nowemu mistrzowi wagi 135 funtów, TJowi Dillashawowi , wydawało się to zadaniem niemożliwym do zrealizowania.
Cruz nie tylko ledwo walczył od 2011 roku, ale także stanął twarzą w twarz z wojownikiem, który zniszczył wszystkich, z którymi walczył w podobnym okresie.
Biorąc pod uwagę, że „Dominator” opierał się głównie na stylu opartym w dużej mierze na pracy nóg, ruchu i cardio, trudno było sobie wyobrazić, że odniósłby jakikolwiek sukces.
Jednak to niewiarygodne, że Cruz najwyraźniej nie stracił ani kroku i podjął walkę z Dillashawem, jakby to był 2011 rok. Ostatecznie został nagrodzony niejednogłośną decyzją i odzyskał tytuł, który opuścił prawie cztery lata wcześniej.
Przed walką „Dominator” mówił wszystkim, którzy chcieli słuchać, że nie wierzy w rdzę pierścieniową – i tym cudownym pokazem udowodnił, że przynajmniej w jego przypadku miał rację.
Dodaj komentarz